|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 21:47, 26 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
fistulator napisał: | Nie jest źle z Japończykami choć właściwie większość partii jak nie wszystkie solowych śpiewają Europejczycy. |
Może jest w tym i sporo prawdy, lecz, jak zwykle zresztą w przypadku tego typu uogólnień , można odnaleźć nagrania, które pięknie zaprzeczą tej tezie i udowodnią, że Japończykom nie brak utalentowanych solistów, jak np. Yoshikazu Mera:
Ponadto, jakie to ma znaczenie? Obsadę powinno dobierać się nie według paszportów, lecz według umiejętności.
fistulator napisał: | Generalnie wykonania na wysokim poziomie choć ja mam niedosyt w traktowaniu słowa no i wielkość i sposób ustawienia chóru jest niehistoryczna. Ale nagrań zgodnych w tym względzie z barokową praktyką protestanckich Niemiec jest niewiele. |
Niczym bumerang wraca tutaj jedno z pytań, które postawiłem na początku tej dyskusji:
Michał napisał: | Czy wykonawcy winni dążyć do zamrożenia swojej świadomości estetycznej, przeniknięcia w kontekst kulturowy epoki, w której interpretowana przez nich muzyka powstała, i zmobilizować wszystkie siły do jak najwierniejszej rekonstrukcji? Czy też może, wykorzystując przyswojoną wiedzę, próbować reinterpretacji, ożywienia, dostosowania tych dźwiękowych reliktów przeszłości do wrażliwości współczesnego odbiorcy? |
Pan "fistulator" najwyraźniej oczekuje rekonstrukcji. Pewnie zatem byłby usatysfakcjonowany nagraniem Symfonii fantastycznej Berlioza przez Orchestre Revolutionnaire et Romantique, pod dyrekcją... (nie powiem, kogo )).
Wykonawcy w swojej chęci jak najwierniejszego odtworzenia realiów nie ograniczyli się do wykorzystania pierwotnej wersji partytury, zastosowania instrumentów z epoki oraz pierwotnej obsady (jakościowej i ilościowej, na podstawie zachowanej w archiwach listy płac) i schematu rozstawienia instrumentów na estradzie, ale ponadto dokonali nagrania w tym samym miejscu (sala koncertowa Paryskiego Konserwatorium), w którym odbyła się prapremiera. Do jeszcze bardziej "stylowej" rekonstrukcji brakuje tylko, aby przebrali się w stroje z epoki i wykonali to tego samego dnia, o tej samej godzinie (przecież wilgotność powietrza o różnych porach roku i dnia ma kolosalny wpływ na akustykę wnętrza) , z tak samo liczebną publicznością (może także w strojach z epoki? Peruki i falbanki to przecież potencjalne tłumiki pogłosu...)
Ja jestem zwolennikiem drugiej z wymienionych opcji (nie interesuje mnie dźwiękowe muzeum z podrobionymi eksponatami), której celem jest reinterpretacja w oparciu o nabytą wiedzę (tak rozumiem Historically Informed Performance), więc tego typu wysiłki nie robią na mnie żadnego wrażenia.
W tym przypadku, bardziej atrakcyjna wykonawczo wydaje mi się choćby interpretacja The Cleveland Orchestra pod dyrekcją Pierre'a Bouleza (Deutsche Grammophon 453 432-2).
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Śro 21:53, 26 Lis 2008, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany: Śro 22:28, 26 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Przy okazji powyższego przykładu można wysnuć jeszcze wiele innych interesujących kwestii...
1. Którą z istniejących wersji partytury uznać za wzorcową, najbliższą intencjom kompozytora?
Wytypowanie "tej jedynej" wersji utworu jest niezwykle złożone i trudne nie tylko w odniesieniu do najdawniejszych dzieł. W olbrzymim skrócie przypomnę, że nie chodzi tu jedynie o zwykłe błędy drukarskie (które można eliminować np. porównując źródła, zestawiając partyturę z głosami, czy dostosowując do typowych dla danego okresu czy stylu kompozytorskiego rozwiązań kontrapunktycznych i harmonicznych), ale m.in. także o to, które z wydań wydrukowanych za życia kompozytora były autoryzowane i czy zawsze najlepszą metodą jest wybór tzw. "wersji ostatniej ręki" (Die "Fassung letzter Hand")? O ile edytorzy zgodni są co do jej stosowania np. w odniesieniu do utworów Beethovena, który z surową samokrytyką przekształcał swoje dzieła tak długo, aż odpowiadały one jego ideałowi artystycznemu, i prawie zawsze zabiegi te są przekonujące, to jednak już w odniesieniu do Roberta Schumanna rodzą się wątpliwości. Sam kompozytor wyraził opinię, że pierwsza koncepcja jest zawsze najbardziej naturalna i najlepsza, a artysta powinien zaufać wyłącznie inspiracji i nie dać się nakłonić żadną życzliwą radą do późniejszych zmian. Zupełnie nieznośny w tym względzie był Bruckner, który w kolejnych wydaniach swoich monstrualnych symfonii grzecznie nanosił całkiem pokaźne skróty sugerowane przez "pomysłowych" dyrygentów, którym puchły ręce od przeszło godzinnego trzymania batuty Zainteresowanym tą tematyką polecam lekturę króciutkiego artykułu Georga von Dadelsena "Wersja ostatniej ręki w muzyce", opublikowanego na łamach kwartalnika "Muzyka" (Rocznik XLV, 2000, Nr 1 (176)).
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Śro 22:33, 26 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
2. Czy przy próbach odtworzenia pierwotnej obsady najlepszym drogowskazem będą zachowane dokumenty, dotyczące prawykonania (lista płac, ikonografia)?
"One Voice Per Part Theory" (OVPP) jest może atrakcyjna od strony teoretycznej, ale mnie osobiście, ani nagrania Rifkina, ani McCreeshowa "Pasja" nie przekonują.
Wydaje się, że nie można tutaj ulegać historioznawczemu puryzmowi i rzucać się na solistyczne wykonania jedynie dlatego, że ktoś znalazł papierek świadczący o tym, że kiedyś wykonywano ten utwór w czwórkę, czy ósemkę, bo na utrzymanie takiej kapeli było aktualnie stać danego księcia, czy biskupa. Rzeczywiste intencje i wyobrażenia kompozytora a praktyka wykonawcza epoki to jednak dwie różne sprawy. Bardzo pouczający jest tutaj tekst amerykańskiego muzykologa Neala Zaslava - obszerna 600-stronicowa monografia "Mozart's Symphonies: Context, Performance Practice, Reception" (Oxford, Clarendon Press 1989), będąca owocem współpracy z Christopherem Hogwoodem przy projekcie nagrania kompletu Mozartowskich symfonii (19 CD, Editions de L’Oiseau-Lyre 452 496-2). Oto interesujący nas fragmencik:
=============
W czasach Mozarta orkiestry zbyt duże były równie problematyczne jak orkiestry zbyt małe. [...] dwóch paryskich krytyków jasno sformułowało odnoszącą się do tej kwestii zasadę: Pan Legros wiedział, że liczba instrumentów musi być dostosowana do rozmiarów sali... [...]
To wszystko wskazuje na pewną skalę możliwości, w ramach której daje się osiągnąć dobry efekt, ale poza którą z całą pewnością pojawią się problemy. Należy to podkreślić, ponieważ ciągle zdarzają się nieporozumienia. Z jednej strony wykonawcy "neo-klasyczni" - być może dlatego, że Mozart sprzedał swoje symfonie dworowi w Donaueschingen, gdzie orkiestra posiadała, jak się wydaje, tylko jednego muzyka w głosie - proponowali niekiedy, że właściwym i "autentycznym" sposobem wykonywania tych dzieł jest obsadzanie każdego głosu jednym tylko muzykiem. Z drugiej strony, wykonawcy "post-romantyczni" podają często jako przykład wiedeński koncert z roku 1781, na którym symfonia Mozarta była wykonywana przez orkiestrę, której smyczki miały skład 20-20-10-8-10, a wszystkie instrumenty dęte były dublowane, z wyjątkiem fagotów, które grały nawet trzy w głosie. Mozart donosił ojcu, że "symfonia poszła magnifique i odniosła wielki sukces". Wiele napisano na temat możliwych implikacji tego wydarzenia, sugerując, że jeśli Mozart był tak zadowolony, więc musiał to być ten rodzaj orkiestry, który mu odpowiadał, chociaż w zwyczajnych warunkach nie był w stanie takiego składu skompletować. [...]
=========
Zatem, moim zdaniem, w eksperymentach z obsadą należy zachować zdrowy rozsądek i kierować się głównie własnym doświadczeniem i wyobrażeniami efektu brzmieniowego, jaki chcemy uzyskać w danych warunkach akustycznych.
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Śro 22:37, 26 Lis 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Śro 22:45, 26 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
3. Czy gdyby jakimś cudem zachowały się nagrania z okresu Baroku bylibyśmy nimi w pełni usatysfakcjonowani?
Czy wyobrażacie sobie dziewczynki z Ospedale della Pieta (prawykonawczynie większości koncertów skrzypcowych Vivaldiego), które wykonują utwory Rudego Księdza w taki sposób (w takich tempach, z taką wirtuozerią...) jak to obecnie czyni Giuliano Carmignola i Venice Baroque Orchestra???
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Muzyk.koscielny
Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 22:34, 24 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Michał napisał: |
Ponadto, jakie to ma znaczenie? Obsadę powinno dobierać się nie według paszportów, lecz według umiejętności.
|
W przypadku dzieł Bacha, ważne, aby wykonawcy, jeśli nie są Niemcami, baaaaaaaaaaaaardzo przyłożyli się do kwestii wymowy tego języka.
Jeśli tego nie ma, to, żeby jak się starali: dawne instrumenty, super interpretacja itd. - to będzie i tak groteska. Cały sens w dziełach wokalnych Bacha tkwi w połączeniu SŁOWA z muzyką, a to słowo musi być "po niemiecku" wypowiadane. Nie ma rady.
P.S.
Mam jedną płytę z dawną muzyką ... że na elektronicznym klawesynie grają NA PŁYCIE!!! , to pikuś, ale wymowa ... mogłaby być lepsza.
Ostatnio zmieniony przez Muzyk.koscielny dnia Sob 22:39, 24 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|