|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Vincent
Dołączył: 08 Maj 2007
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: poznan
|
Wysłany: Wto 19:54, 19 Cze 2007 Temat postu: po czym można poznać dobrego dyrygenta? |
|
|
Śpiewałem już w chórach u kilku dyrygentów i każdy z reguły jest inny. Każdy jednak ma to COŚ, co go wyróżnia.
Umiejętność przekazywania emocji, rozluźnienia atmosfery w tracie koncertu?
Napiszcie - co doceniacie u swoich mistrzów
A jako ciekawostkę opiszę moją pierwszą dyrygentkę - oryginał przez duże o
Ludzi do swojego chóru, w tym mnie, zgarniała z ulicy Miała ciekawy sposób prowadzenia chóru. Żeby zaśpiewać utwór o świetle - robiliśmy nocną wyprawę do ruin zamku tak, aby śpiewać go o wschodzie słońca. Chorały śpiewaliśmy w piwnicach zamkniętego! klasztoru, do którego o czwartej rano wpuszczał nas ukrytymi drzwiczkami zakapturzony zakonnik i prowadził ciemnymi korytarzami przyświecając świeczką.
TEN KLIMAT!
Ostatnio zmieniony przez Vincent dnia Sob 6:17, 03 Lis 2007, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
monia
Administrator
Dołączył: 13 Lut 2006
Posty: 829
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Słubice
|
Wysłany: Wto 20:32, 19 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Myślę, że wielkie znaczenie ma pierwszy dyrygent - to on uczy reagować na konkretne gesty, on wprowadza w świat muzyki, ale też przyzwyczaja do swojego stylu pracy.
Dobry dyrygent to taki, który potrafi poprowadzić cały zespół, tych którzy z nim wcześniej pracowali i tych co widzą go po raz pierwszy, kontroluje cały zespół, nie skupia się ani na partyturze, ani na sobie. Przygotowując zespół przekazuje mu pasję do tworzenia muzyki. Wzbudza szacunek ale nie wprowadza terroru. Jest konsekwentny i zdeterminowany, ale jest również spontaniczny...
Oj, trudno tak to ująć
Śpiewałam z niewieloma dyrygentami ale przypadki i tak były różne:
- jedna dyrygentka kręciła takie "młynki" rękami, że nie wiedziałam o co chodzi, nie utrzymywała kontaktu wzrokowego z chórzystami więc tym bardziej trudno było odgadnąć co się dzieje, a ponadto skupiała się na dynamice, akcentach itd., gdy tymczasem zespół nawet nie śpiewał czysto (dyrygowała ślicznie ino totalnie nieczytelnie, nie tylko dla mnie)
- inny pan dyrygent był tak zaabsorbowany nutami, że zdawało się, że nie zwraca uwagi na chórzystów tylko na Świętą Partyturę przed nim, a podczas próby był oschły, monotonny i tak zdystansowany do ludzi ("Proszę Państwa, nie tak głośno" - chórzyści to studenci których rozpierała energia), że miałam wrażenie, że prowadzi chór za karę (albo ekscentryk albo posadę dostał w ramach prac społecznych)
- podczas kilku koncertów moim chórem dyrygował inny dyrygent, który idealnie poradził sobie z żywiołem młodych chórzystów - po prostu widać było, że wie co robi, dokładnie wie, co chce osiągnąć, był bezpośredni i swobodny ale wzbudzał również szacunek wszystkich chórzystów.
Tak klimatycznego dyrygenta jak dyrygentka Vincenta nie miałam ale nie mogę narzekać na brak spontaniczności mojej obecnej dyrygentki. Mnie zaraziła pasją śpiewania więc pewnie jest dobrą dyrygentką
O, właśnie przyszły mi do głowy dwa słowa: charyzma i profesjonalizm... Proste?
(według tej definicji Napoleon Bonaparte byłby świetnym dyrygentem )
|
|
Powrót do góry |
|
|
bonczas
Dołączył: 23 Maj 2006
Posty: 271
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Włocławek
|
Wysłany: Wto 21:07, 19 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Vincent to pozazdrościc.. bo takie doświadczenia były faktycznie dość oryginalne..a co ważniejsze pewnie sprawiły że chęć do śpiewania była wieksza.. to tak jak z lekcjami w szkołach... jeśli nauczyciel ma pomysł na ciekawą lekcje... zabiera podopiecznych w plener... bawią się nauką.. nudna lekcja jest jak długa monotonna próba..
niedawno Smut Phoenix i ja zaczęliśmy śpiewać w nowym chórze..
dyrygent jest młodszy od Maestro z którym pracujemy w innym chórze i wskazówki które nam przekazuje są zupełnie inne od tych które słyszeliśmy i do których jesteśmy przyzwyczajeni.. wiąże się to moim zdaniem z różnymi szkołami jakie dały obydwu Panom wykształcenie..
osobiście mi się to podoba bo ucze się śpiewać różnymi technikami a co za tym idzie jeśli kiedyś będe miał okazje śpiewać w jeszcze innym zespole będzi mi o wiele łatwiej przystosować sie do reszty.
wszystko napisane przez Monie to oczywiście racja.. dyrygent powinien czuć że jest częścia zespołu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
anabelle
Dołączył: 28 Maj 2007
Posty: 395
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: UAM, Akademia Muzyczna, Poznań
|
Wysłany: Wto 21:35, 19 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Mój pierwszy dyrygent jak się na nas wnerwiał na koncertach, to przstawał dyrygować , albo machał jednym palcem
Macie rację co do cech dobrego prowadzącego. Ja bym już tylko dodała, że ważne jest, żeby ludzie przychodzili na próbę nie tylko po to, żeby pośpiewać, nauczyć się nowych utworów, spotkać się ze znajomymi, ale też dla dyrygenta właśnie! Musi mieć osobowość, która przyciągnie ludzi i sprawi, że zostaną jak najdłużej.
I już chyba nie trzeba dodawać, że sam musi kochać swoją robotę tak bardzo, że bez niej żyć nie może!
Vincent, ZAZDROSZCZĘ!
|
|
Powrót do góry |
|
|
scarabbeo
Dołączył: 08 Maj 2006
Posty: 189
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Słupsk/Poznań
|
Wysłany: Wto 21:49, 19 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Vincentowi zazdrościmy wszyscy
Mój i Wilka pierwszy dyrygent to był prawdziwy Artysta. Jak się na próbie zdenerwował, potrafił rzucić krzesłem ze sceny albo strzelić focha, spakować swoje rzeczy i wyjść. Ale tak naprawdę muzykiem był niesamowitym (również kompozytorem i aranżerem - wspaniałym!) i przy okazji mieliśmy z nim świetny kontakt. Nawet jeśli było mu ciężko opanować bandę licealistów, widać było, że nas uwielbia
Co do K. Szydzisza - pełen profesjonalizm podszyty odrobiną terroru Do tego człowieka nikt z chórzystów dostępu nie ma - owszem jest bardzo miły, ale jakiegoś Machiavellego za uszami ciągle widać O kontakcie towarzyskim - w jakiejkolwiek postaci - nie ma mowy (w przeciwieństwie do naszego poprzedniego dyrygenta, z którym do dziś zdarza się nam na piwo pójść ), całą koncentracja idzie w profesjonalizm - i to po chórze słychać
|
|
Powrót do góry |
|
|
Magda
Dołączył: 29 Maj 2007
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Przemyśl, chór "Magnificat"
|
Wysłany: Wto 22:00, 19 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Ja bym już tylko dodała, że ważne jest, żeby ludzie przychodzili na próbę nie tylko po to, żeby pośpiewać, nauczyć się nowych utworów, spotkać się ze znajomymi, ale też dla dyrygenta właśnie! Musi mieć osobowość, która przyciągnie ludzi i sprawi, że zostaną jak najdłużej.
I już chyba nie trzeba dodawać, że sam musi kochać swoją robotę tak bardzo, że bez niej żyć nie może! |
Ja też tak uważam! Mam to szczęście, że mój dyrygent właśnie taki jest. Jest księdzem. To człowiek, którego życie kręci się tylko wokół naszego chóru i muzyki. Ma słuch absolutny. Jest założycielem naszego chóru i kieruje nim od 24 lat. To niesamowita osobowość, a przy tym jest tak sympatycznym człowiekiem, że nie da się go nie lubić. Jest wymagający i to w nim bardzo cenię. Nie zadowala się byle czym. Mówi, że nie interesuje go samo "śpiewanie nut", bo każdy utwór jest inny, ma swój klimat i należy to zaznaczyć w interpretacji.
Cieszę się, że poznałam takiego człowieka, bo to on mnie nauczył kochać muzykę.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raczek
Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 553
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Poznań
|
Wysłany: Śro 8:35, 20 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
To może ja tak napiszę:
1. Profesjonalizm - pełne przygotowanie do każdej próby czy koncertu (znajomość partytur w szczegółach, przemyślana i konsekwentnie realizowana interpretacja) - z takim dyrygentem po pierwsze pracuje się dobrze po drugie jest świetnym przykładem dla chórzystów;
2. Warsztat - czytelny w ruchach, bez zbędnego machania i "wiatraczków", trzymający napięcie w ręce i radzący sobie z frazowaniem, świetnie gdy ma przy okazji rzadką umiejętność "wokalnego" ruchu;
3. Głos - od tego się nie ucieknie, dyrygent chóralny jest często jedynym nauczycielem emisji swoich śpiewaków, musi umieć pokazać głosem co i jak śpiewać (żądanie od śpiewaka - amatora aby zrobił coś czego nie potrafi dyrygent może spowodować utratę autorytetu tego drugiego), musi mieć wiedzę z zakresu emisji i umieć ją przekazywać;
4. Osobowość - i tu juz pełne pole do popisu, choc moim zdaniem nie ma jednej recepty - dyrygent może byc otwarty, ale może też być zamknięty w sobie i tajemniczy, może być świetnym kumplem, ale może też być typem niedostępnym jak szczyt ośmiotysięcznika i równie zimnym w relacjach interpersonalnych... najważniejsze jednak jest to żeby znalazł ludzi którzy chcą z nim pracować i potrafił ich przy sobie utrzymać.
To tyle
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alicja
Dołączył: 30 Lis 2006
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Poznań
|
Wysłany: Śro 9:13, 20 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Raczku, świetnie zebrałeś wszystko w całość. Nic dodać, nic ująć. Podpisuję się pod tą receptą na dobrego dyrygenta.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wilk
Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 342
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Słupsk/Poznań
|
Wysłany: Śro 9:47, 20 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
[podpis]
Vincent: kapitalna ta dyrygentka, ja też zazdroszczę.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kuba
Dołączył: 01 Sty 2007
Posty: 304
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Słupsk/Toruń
|
Wysłany: Śro 10:42, 20 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Myślę, że wielkie znaczenie ma pierwszy dyrygent - to on uczy reagować na konkretne gesty, on wprowadza w świat muzyki, ale też przyzwyczaja do swojego stylu pracy. |
Dlatego cieszę się ze moim pierwszym dyrygentem był opisany przez scarabeo Roman I. Drozd.
Niesamowity człowiek, ludzi na chór po prostu przyciągał. do tego niezwykle utalentowany, ludzki (dotyczy złych humorów i fochów, scarabeo nie napisała ze metronomem tez rzucił aż go rozwalił) licealiści sie go czasami bali, ale z cala pewnością szanowali, co widać było zawsze i wszędzie. technicznie świetny, dokładny w pełni profesjonalny, wyrazisty. będzie sie go pamiętać na długo, tym bardziej ze jest dyrygentem mojego drugiego chóru i widuje sie z nim, niestety nie za często
ale tak do definicji dobrego dyrygenta to powiem tyle, ze składa sie na to kilka czynnikow, ale dla mnie najwazniejszym, bijacym na głowe wszystkie jest to jaki jego praca daje efekt. dlaczego?
dlatego ze jego zawod to prowadzenie choru, a jesli prowadzony chor jest słaby to mowi nam o swiom dyrygencie, jako o kims kto, bez wzgledu na wyksztalcenie, sposób dyrygowania, wyglad, ktory tez ma znaczenie, nie potrafi prowadzic choru w gore, nie umie go wyciagnac z dołka, albo nie moze juz wyzej z nim siegnac.
słaby chor = słaby dyrygent, mozna powiedziec bezradny. niewazne jest to jak chor dochodzi do powstalego efektu, czy to sa proby w glosach, czy cwiczenie z midi, czy inne sposoby mniej lub bardziej konwencjonalne, wazne jest to, jaki z tego jest efekt. nie wazny jest sposob dyrygowania i ilosc dyplomow na koncie skoro taka osoba nei umie nic z chorem zrobic.
Elementy wymienione przez Raczka sa istotne, pomagaja w spiewaniu. oczywiscie wazne sa sposoby dyrygowania, ruchu, dokladnosc, i wiele innych czynnikow, ale one wszyskie skladaja sie na efekt koncowy, ktory wg mnie jest wyznacznikiem.
tak wiec sposoby dyrygowania, dyplomy i kursy skaldajace sie na profesjonalizm sa wazne ale schodza na drugi plan. najwazniejszy jest efekt pracy. a to w jaki sposob sie go osiaga.... To już inna bajka:)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raczek
Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 553
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Poznań
|
Wysłany: Śro 11:11, 20 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Czyli "Po owocach ich poznacie"
|
|
Powrót do góry |
|
|
jadwon
Dołączył: 28 Sty 2007
Posty: 719
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Śro 11:31, 20 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Dyrygent jest w pewnym sensie przywódcą. Może nawet dyktatorem. Kiedy staje przed ludźmi nie może się wahać. Dyrygent ma prawo rządzić, ale w słusznej wierze. Ma zachować stanowczość i konsekwencję, gdy patrzą na niego dziesiątki par oczu ludzi w najrozmaitszym wieku. Zawodowców i amatorów. Dorosłych i dzieci. Dłoń dyrygenta jest odzwierciedleniem jego uczuć, przekaźnikiem duszy i wyrazicielem uczuć, lecz dużo więcej można przekazać za pomocą twarzy, oczu. To w nich widać nastrój, ekspresje frazy, pomysłu muzycznego dyrygenta. Dłoń, twarz, oczy to części składowe wysyłanego sygnału. Sygnał ten powinien sprawiać, że zaistnieje między dyrygentem a chórem widoczna więź, jedność.
Dyrygent staje przed chórem. Naprzeciwko, ale nie przeciwko. Stanowi ze swoimi chórzystami jedną substancję. Powinien znać ich doskonale- wiedzieć, jakie mają możliwości, jak dalece rozwiniętą wyobraźnię i wrażliwość... Dyrygent powinien również posiadać taka charyzmę, aby potrafić zajrzeć w głąb duszy, móc wydobyć z chórzysty to, co w nim najbardziej wartościowe, najcudowniejsze. Powinien oddziaływać na zasadzie koła zamachowego- poruszać wyobraźnię, pomnażać środki ekspresji. Musi on odnaleźć do każdego kluczyk, ale aby otworzyć drzwi do świata piękna a chórzyści powinni ze swej strony mieć do dyrygenta bezgraniczne zaufanie. Wiarę w jego intuicję, w fachowość jego ręki. Zadaniem dyrygenta jest nieustanne pobudzanie ludzi do biegu do lepszego, piękniejszego świata. Najważniejsze jest jednak by robić to wszystko razem. Być jednym ciałem w sensie ekspresyjnym, widzieć ten sam cel- Prawdziwe Piękno. Wtedy można osiągnąć obustronną satysfakcję, ukończyć bieg wspólnie i z sukcesem. A przy tym PRZEŻYĆ coś naprawdę pięknego.
Oto idealistyczne spojrzenie studentki dyrygentury;) To fragment mojej pracy. Mój punkt widzenia. Mam to szczęście ( lub w niektórych przypadkach NIEszczęście) na codzień spotykać różnych, najróżniejszych dyrygentów i czerpać, podpatrywać, brać to co mają najlepszego... I uczyc się od wspaniałych ludzi.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vincent
Dołączył: 08 Maj 2007
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: poznan
|
Wysłany: Śro 14:52, 20 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
To może napiszcie jeszcze co byście w Waszych dyrygentach zmienili Może ta wiedza przyda się przyszłym adeptom tej sztuki.
Ja na przykład w pewnym dyrygencie zmieniłbym tylko jedną, drobną rzecz
Gdy w trakcie koncertu coś nam nie wychodzi - patrzy się na nas spojrzeniem nr. 1 (co ja tu robię z tymi amatorami) albo spojrzeniem nr. 2 (pomorduję Was wszystkich po występie!)
Dla mnie osobiście w trakcie śpiewania ważne jest to, żeby być rozluźnionym - a te spojrzenia nie pomagają.
A dotarło to do mnie, gdy ostatnio śpiewaliśmy na dyplomie u koleżanki. Gdy na tak ważnym dla niej występie coś sfałszowaliśmy albo weszliśmy kiepsko, to zamiast się naburmuszać - uśmiechnęła się, "puściła oko", a mnie takie rzeczy właśnie relaksują i pozwalają śpiewać lepiej
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raczek
Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 553
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Poznań
|
Wysłany: Śro 14:56, 20 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
A ja bym chciał... nieważne. Gdyby coś w którymś dyrygencie zmienic, to nie byłby juz soba
|
|
Powrót do góry |
|
|
karen
Dołączył: 20 Cze 2007
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Śro 14:59, 20 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
hmm.... jako amator absolutny (i debiutant na tym forum ) myślę, że czasami brakuje emocji w mimice i gestach - niby coś taki macha, ale nie wiadomo co ma na mysli (o tym już była wcześniej mowa)
bardzo pomaga też mówienie o utworze na próbach: to co nie jest przekazane gestem dociera w postaci werbalnej i wszyscy są zadowoleni.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|